Rokietnica - Mościska – krótka historia współpracy kulturalnej
autor: Zuzanna Masłyka, Adam Grymuza dodano: odsłon: 1083 Ocalić od zapomnienia
Był styczeń 1990 roku. W Szkole Podstawowej w Rokietnicy uczniowie przygotowali program Jasełek. Duszą artystyczną tego przedsięwzięcia była polonistka tutejszej szkoły mgr Zuzanna Masłyka. We wszelkich pracach wspierał ją ówczesny dyrektor mgr Adam Grymuza. Za profesjonalne nagłośnienie odpowiadał pan Józef Kijanka. Młodzież swój program zaprezentowała między innymi w Rokietnicy i sześciu okolicznych miejscowościach. Sale po brzegi wypełnione były publicznością. W działaniach młodych artystów gorąco wspierał ówczesny wikariusz ks. Krzysztof Pichur. Ten młody katecheta zaproponował, by program jasełkowy zaprezentować naszym rodakom za wschodnią granicą.
Nawiązaliśmy kontakt z Towarzystwem Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej - oddział w Mościskach, któremu prezesowała pani Wanda Pietraga. Towarzystwo utrzymywane jest ze środków Senatu RP za pośrednictwem Towarzystwa WSPÓLNOTA POLSKA. Ówczesny Wojewoda Przemyski dr Wiesław Winiarz był rokietnickim rodakiem. Życzliwie ocenił ogromny wkład pracy włożony w realizację szkolnego widowiska, więc podjął decyzję, by wypromować Bożonarodzeniowe tradycje rodzinnej miejscowości. Wojewoda „załatwił’ nam bezpłatny autokar na 4 dni, którym młodzież wraz z opiekunami wyjechała na Ziemię Lwowską. W widowisku brało udział 36 uczniów – cała klasa młodych artystów, ogromnie przejętych swoją rolą i tym, co ich spotkało. Pan Wiesław Winiarz dopomógł też w zakupie odpowiednich strojów jasełkowych, na które z wojewódzkiej kasy „dorzucił” 300 zł. Na owe lata to była duża kwota, za co wszyscy byliśmy bardzo wdzięczni.
Przy współpracy z jednym z przemyskich biur podróży szybko uporaliśmy się z formalnościami, w tym z wydaniem paszportu zbiorowego dla uczniów. Pamiętamy doskonale ten dokument z „harmonijką” indywidualnych dokumentów. Autokarem wypakowanym po brzegi dekoracjami i sprzętem nagłaśniającym wyruszyliśmy w podróż w „nieznane”. Obawialiśmy się tego w jaki sposób przyjmą nas na sowieckiej granicy, wszak mieliśmy ze sobą także drogie stroje wypożyczone miedzy innymi od przemyskich zakonnic oraz kosztowny sprzęt muzyczny i nagłaśniający. Indywidualnie przechodziliśmy przez kontrole paszportowe. Ksiądz Krzysztof próbował przekazać radzieckiemu pogranicznikowi obrazek z wizerunkiem świętego. Ten wyciszonym głosem powiedział, że nie może tego przyjąć. Ksiądz obrazek wziął, nie chcąc narażać młodego żołnierza na konsekwencje dyscyplinarne. Po chwili ów funkcjonariusz przywołał księdza, pokazując mu ukradkiem medalik, który wyciągnął z przepastnej kieszeni munduru. Wbrew obawom, kontrola przebiegła dość sprawnie i już po drugiej stronie granicy ruszyliśmy w stronę Mościsk.
W Mościskach przywitało nas szerokie grono Polaków z księdzem Legowiczem (proboszcz Kościoła Parafialnego p. w. Narodzenia Jana Chrzciciela) oraz panią Wandą Pietragą. Proboszcz ugościł nas na plebanii, a my przekazaliśmy paczki z książkami, które udostępniane miały być polskim placówkom oświatowym w okolicach Mościsk. Następnie zostaliśmy ulokowani w polskich rodzinach, które przyjęły nas pod swoje gościnne dachy. U rodzin tych mieszkaliśmy przez kolejne dni.
W Mościskiej rodzinie. Pierwszy z lewej ks. Krzysztof Pichur. Drugi z prawej Adam Grymuza
Na drugi dzień był pierwszy występ jasełkowy w tamtejszym Domu Kultury. Rokietniccy uczniowie pierwszy raz występowali na deskach prawdziwego teatru; teatru z dużą sceną i prawdziwą zapadnią, poznali kulisowe tajemnice i pracę suflera. Ogromna sceniczna przestrzeń onieśmielała i budziła tremę, ale „aktorzy” świetnie sobie poradzili i pięknie zaprezentowali jasełkowy spektakl. Wszyscy byliśmy zaskoczeni ogromną liczbą publiczności, wśród której dominowała młodzież i to nie tylko polskiego pochodzenia. Gorący aplauz był świadectwem tego, że nasz program przypadł wszystkim do gustu. Jasełka mieliśmy okazję zaprezentować jeszcze w trzech sąsiednich miejscowościach, między innymi w Pnikucie. Tu przyjęto nas jak wielkich artystów, iście po gospodarsku, przygotowując wspaniałe przyjęcie. Wszyscy to przeżywali ze wzruszeniem – płonęły twarze, błyszczały oczy, mocniej uderzały serca. Mówili: „Polska mowa, polska pieśń – taka sama, a taka inna”. Warto było to przeżyć. W gościnnych domach w Mościskach nocą długo płonęły światła, snuły się opowieści i wspomnienia, rozbrzmiewały kolędy i ulubione pieśni, rodziły się nowe przyjaźnie. Ludzie okazali się serdeczni, życzliwi i wrażliwi.
Prezes Wanda Pietraga i rokietniccy artyści na scenie Domu Kultury w Mościskach
Rokietnickie Jasełka w Mościskach
Ogromną frajdę sprawili nam gospodarze, proponując całodniową wycieczkę do Lwowa. Zwiedzaliśmy zabytki. Szczególne wrażenie wywarł na nas pobyt na nekropolii łyczakowskiej. Wówczas pierwszy raz mogliśmy zobaczyć to, co pozostało po Cmentarzu Orląt Lwowskich.
Na Łyczakowie przy grobie Ordona. Z wiązanką kwiatów solistka Magdalena Masłyka
Istotne wydarzenie miało miejsce 6 stycznia. Po porannej mszy świętej całą grupą ruszyliśmy na zwiedzanie Mościsk. Przybyliśmy też do cerkwi grekokatolickiej. Ksiądz przerwał nabożeństwo, prosząc, by wierni rozstąpili się, umożliwiając młodym Polakom wejście do świątyni. Szybko weszliśmy do środka, przesuwając się pod Ikonostas. Uklęknęliśmy, przechodząc do zakrystii. Tam na tacę złożyliśmy pewną sumę pieniędzy.
Były to jeszcze monety i banknoty z wizerunkiem Lenina. Na drugi dzień całe Mościska „huczały” o tym, jak to Polacy wykazali się dobrym gestem i szczodrością.
Osobistą niespodzianką było dla Adama Grymuzy zaproszenie na ukraińskie wesele. Początkowo był bardzo stremowany. Szybko okazało się, że Ukraińcy są gościnnym narodem. Wszyscy zaakceptowali go jako jednego z weselników.
W Mościskach zaprzyjaźniliśmy się z członkami chóru „Mościskie Słowiki”, który prowadzony był przez panią Krystynę (pełniła ona również funkcję organistki w tamtejszym kościele). W drodze rewanżu zaprosiliśmy mościski chór do Rokietnicy.
Warto wymienić nazwiska wszystkich uczestników Jasełek: Balawajder Anna, Bąk Mirosław, Broda Wioletta, Deptuch Jacek, Dyl Daniel, Flejszar Wojciech, Goryl Anna, Grzeszczak Mirosław, Horbowy Maciej, Jakubas Grzegorz, Jakubas Joanna, Kaczmarek Anna, Karpińska Anna, Karuś Stanisław, Kiper Dorota, Kijanka Tadeusz, Kołcz Ewa, Kotkowska Ewa, Kudelska Ewa, Kudelski Zbigniew, Kurzydło Piotr, Masłyka Magdalena, Napora Małgorzata, Pająk Andrzej, Pająk Krystian, Pieróg Renata, Prochownik Małgorzata, Pszeniczka Wojciech, Rybska Jadwiga, ś.p. Salamon Ireneusz, Stasiła Magdalena, Stysiał Grzegorz, Szozda Małgorzata, Warzocha Agnieszka, Wojtowicz Anna, Wota Agata. Opiekunami byli: Zuzanna Masłyka, Krystyna Kijanka, ks. Krzysztof Pichur, Adam Grymuza, Józef Kijanka, Kazimierz Wojtowicz
Dni spędzone w Mościskach minęły szybko. Pełni wrażeń i miłych wspomnień ruszyliśmy w drogę powrotną. Podróż była tym bardziej miła, że w autokarze roznosił się miły zapach mandarynek i granatów, które dzieci zakupiły niemal w hurtowych ilościach. Wpływ na to miała relatywnie niska cena tych owoców.
Zgodnie z obietnicą zaprosiliśmy do Rokietnicy członków chóru „Mościskie Słowiki”. Wynajęliśmy prywatny autokar i udaliśmy się po gości do Mościsk. Tam przygotowano dla nas kilka kanistrów z paliwem (jak zwykle było ono tam o wiele tańsze niż w Polsce). I fakt ten okazał się ogromnym problemem na granicy. Sowiecka celniczka nadmiar paliwa uznała za nielegalny przemyt. Na nic zdały się tłumaczenia, że wykorzystane ono będzie dla usprawnienia podróży po Polsce. Po stanowczych protestach A. Grymuzy funkcjonariuszka zagroziła mu zatrzymaniem. Musieliśmy więc zawrócić do Mościsk. Czekaliśmy na zmianę służby granicznej. Tym razem nasz przejazd odbył się bez większych przeszkód. „Mościskie Słowiki” wraz z opiekunami przyjechali do Rokietnicy w lutym, w okresie ferii zimowych. Chociaż czasy były wówczas trudne, udało się ugościć naszych przyjaciół, którzy wszystkiego byli ciekawi, wiele pytali i opowiadali.
W Rokietnicy młodzież i opiekunowie zamieszkali w domach naszych uczniów. Pierwszy występ chór zaprezentował w rokietnickim kościele (dzięki życzliwości ówczesnego proboszcza ks. Kazimierza Lewczaka). Ich występ na skromnej scenie rokietnickiego Domu Kultury wzbudził ogromny aplauz widzów. Śpiewali przepięknie na głosy pieśni, których my, Polacy, nawet nie słyszeliśmy. Byli niezwykle autentyczni i wzruszeni. Z zadowoleniem przyjęli podziękowania i skromne upominki. Młodzi artyści skorzystali z zaproszenia ks. Mariana Rajchela z Parafii Matki Bożej Królowej Polski w Jarosławiu. Wystąpili też w Pruchniku. Mieli okazję zwiedzić Jarosław i Przemyśl.
W ten sposób nawiązały się wieloletnie przyjaźnie między młodzieżą z obu stron granicy. Minęły lata. Dziś tamci artyści to ludzie dorośli. A ich opiekunowie? I im lat przybyło, lecz wspomnienia są świeże i wyraźnie, budujące i przepiękne. Bo nic tak nie łączy ludzi, jak przekraczanie granic w imię dobra, piękna i pokoju.
Zuzanna Masłyka
Adam Grymuza